poniedziałek, 25 maja 2009

Mistrz Polski – Wisła Kraków


fot: http://m.onet.pl/_m/83df09eba545612ad50bd13d2741e678,14,1.jpg

To, że Wisła Kraków oficjalnie przedstawiona zostanie mistrzem Polski 2009, to kwestia tygodnia. Taka niezbędna do załatwienia formalność. Wiślakom, by po mistrzostwo kraju sięgnąć wystarczy wyjść na pojedynek przeciwko Śląskowi Wrocław w ostatniej kolejce. A, że krakowianie na mecz ten wyjdą na pewno, to tym samym mistrzostwo Polski obronią bezsprzecznie. Wisła Kraków tym samym staje się mistrzem, który przez większą część sezonu czaił się gdzieś za plecami, to Lecha Poznań, to Legii Warszawa, by w końcu, w fazie decydującej o mistrzostwie eksplodować formą i regularnością w zdobywaniu punktów.

Jesienią bowiem nie wyobrażaliśmy sobie innego mistrza Polski, niż Lech Poznań. Piłkarze Franciszka Smudy nie tylko dzielnie walczyli w PUEFA, zawstydzając w tych rozgrywkach ekipy często określane jako hegemonów batalii europejskich: CSKA Moskwa, Deportivo czy też Feyenoord, ale potrafili też dokonać rzeczy w polskich realiach niespotykanej – wyniki w PUEFA przełożyli poznaniacy na rozgrywki ligowe, w których bili każdego kolejnego rywala. Efektem – mistrzostwo na półmetku ligi w kraju oraz wyjście z fazy grupowej PUEFA. Tak grać powinien tylko mistrz Polski!

Ale wiosną Lech osłabł. Najpierw poległ w dwumeczu z Udinese, grzebiąc nadzieje poznańskich właścicieli na ogromny europejski oddźwięk, potem zaczęli słabnąc i w lidze – zupełnie jakby krach w rozgrywkach PUEFA przekreślił szanse Kolejorza na mistrzostwo Polski. Wtem, w Ekstraklasie swoje pięć minut miała warszawska Legia. Drużyna Jana Urbana, prezentująca futbol kaleczny, niczym logicznym niepodparty, którego największą zaletą był ofensywny szałaput Chinyama. Tajemnicą poliszynela pozostanie fakt, że Legia, mimo ogólnej brzydoty boiskowej osiągała wyniki satysfakcjonujące, dające warszawianom kolejne zwycięstwa, niezbędne do objęcia przywództwa ligowego. Malkontenci, śledzący poczynania ligowe narzekali, że oto rodzi nam się najgorszy (czyt. prezentujący najbrzydszy futbol) mistrz nowego tysiąclecia. Ale...

Błysnęła Wisła Kraków! Krakowianie cierpliwie spoglądali na wyczyny Lecha i Legii, ciągle zachowując niewielką stratę do ekipy aktualnie liderującej. O Wiśle w trakcie sezonu głośno nie było, praktycznie w żadnym z okresów. Ot taki, zwykły obrońca narodowego trofeum klubowego, który bezradnie spogląda na przyszłego mistrza Polski, to na Lecha Poznań, to na Legię Warszawa. Ale, kiedy poznaniacy zaczęli seryjnie gubić punkty i kiedy Legionistom nie wiodło się po myśli, Wiślacy trzeźwość zachowali. Atak na lidera, trwający od początku rundy wiosennej – Wisła ostatniej porażki w lidze doznała 29 listopada, w spotkaniu z Ruchem Chorzów! - przyniósł wreszcie efekt. Wisła, wprawdzie serią zachwycała, to ciągle swój osiąg poprawiała jakby na drugim tle, nikt ofensywy krakowian nie dostrzegał, a jak dostrzegał, to w jej efektywność nie wierzył. A tutaj Wisła w końcu tron Ekstraklasy, najpierw musnęła, potem na nim wygodnie zasiadła.

Do nałożenia korony krakowianom na głowę wystarczy formalność, jaką będzie mecz ze Śląskiem, tym samym Śląskiem, który publicznie obwieszczał, że zrobi wszystko, by pomoc krakowianom w mistrzostwie. I pomógł. Teraz, razem z Wisłą będzie mógł się cieszyć z jej sukcesu. Z najważniejszego sukcesu w polskiej piłce, osiągniętego niejako na drugim planie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz